Patrycja i Łukasz – wesele z powodzą w tle

Z Patrycją i Łukaszem znamy się już od jakiegoś czasu – mieliśmy okazję fotografować śluby w ich rodzinie, a każda impreza była po prostu petardą! Wiedzieliśmy, że i tym razem parkiet będzie w ogniu. No i nie zawiedliśmy się!

e względu na to, że Zośka miała wtedy niecałe dwa miesiące, musiałem pojechać na ten ślub sam. I przyznam, że powrót do domu stanął pod dużym znakiem zapytania… Ślub odbywał się 14 września – dokładnie w dniu powodzi na ziemi kłodzkiej. Osada Górski Potok, gdzie odbywała się zabawa weselna, początkowo wydawała się bezpieczna (jak się okazało, tylko do następnego dnia, bo i to miejsce nie uniknęło podtopień). Natomiast drogi i mosty w okolicy były mocno zalane i przez chwilę istniała realna obawa, że utknę tam na dłużej. Na szczęście udało się wrócić do domu bezpiecznie… Ale wróćmy do rzeczy najważniejszej – wielkiego dnia Patrycji i Łukasza!

Pogoda może nie była sprzymierzeńcem – nie było co prawda wielkiej ulewy, ale deszcz padał i nie wyglądało na to, że przestanie. Nikt jednak nie tracił dobrego nastroju! Liczyło się to, by przeżyć ten dzień w świetnym humorze i bawić się do upadłego. To była kolejna okazja, żeby spotkać znane już twarze i czuć się jak wśród dobrych znajomych. To jest właśnie ta przewaga fotografowania rodzin, które się zna – atmosfera jest po prostu domowa.

Nie będę rozwodził się nad tym, że przygotowania, ślub i cała organizacja przebiegły sprawnie – to było oczywiste. Najważniejsze było to, co działo się na parkiecie! A ten, jak się można było spodziewać, eksplodował energią! Wszystko za sprawą DJ Gentlemana, który nie tylko dbał o muzykę, ale i sam wbijał na parkiet, żeby rozkręcać imprezę. Piotrek to po prostu wulkan energii – kiedy pracujemy razem, zawsze wiem, że będzie ogień!

Nie obyło się jednak bez momentów grozy… głównie dla mnie! W pewnym momencie pod salę podjechał wóz strażacki na sygnałach. Strażacy zdecydowanym krokiem wkroczyli do środka. Pierwsza myśl? Ewakuacja! Przecież wokół nas szalała powódź. W głowie miałem już scenariusz, że do domu wrócę dopiero za kilka dni… Na szczęście okazało się, że to zaprzyjaźniona ekipa strażaków przyszła złożyć nowożeńcom życzenia! Cóż… Była godzina 22:00, ale po takiej dawce adrenaliny kawy już nie potrzebowałem.

To był dzień, którego nigdy nie zapomnę – i to nie tylko przez powódź. To był po prostu kawał dobrej imprezy, świetni ludzie i wyjątkowe chwile, które warto było uwiecznić!

Zapraszamy do kontaktu. Chętnie umówimy się na kawę w celu poznania się i omówienia ewentualnej współpracy.

Kontakt