Ania i Łukasz i miłość do rowerów
Ten ślub to było prawdziwe rowerowe szaleństwo! Ania i Łukasz długo zastanawiali się, czy w ogóle chcą fotografa na swoim ślubie. Ostatecznie decyzja padła na „tak” i całe szczęście, bo Łukasz napisał z nadzieją, że będziemy mieli wolny termin. A że ślub planowany był na piątek – wszystko się udało! Tym razem poszedłem sam, bo sytuacja wymagała, żeby Monika została w domu z naszą dwumiesięczną Zośką.
Kiedy usłyszałem, gdzie odbędzie się ślub i wesele, od razu wiedziałem, że to będzie wyjątkowy dzień. Mieszko i Jagienka – miejsce ukryte w sercu Ślężańskiego Parku Krajobrazowego, otoczone lasem, pełne uroku i klimatu. Marzyłem, żeby kiedyś fotografować tam wesele! A na dodatek Ania i Łukasz zdecydowali się na ślub humanistyczny – w pełni dopasowany do nich i ich historii.
Ta para to prawdziwi pasjonaci rowerów i nie mogło być inaczej – na miejsce ceremonii przyjechali na dwóch kółkach! To było coś niesamowitego. Goście, którzy znają ich doskonale, nawet nie byli zdziwieni – to po prostu cały Łukasz i cała Ania!
Przygotowania do uroczystości przebiegały w totalnym spokoju. Wydawało się, jakby otaczający las miał magiczną moc uspokajania wszystkich wokół. Można było choć na chwilę zapomnieć, że tego dnia panował niemiłosierny upał. Sama ceremonia była bardzo osobista i pełna emocji. Każdy, kto tam był, czuł, że jest częścią jednej wielkiej rodziny.
A potem przyszła pora na wesele – zaledwie kilka kroków od miejsca zaślubin, w otoczeniu drzew i pod rozgwieżdżonym niebem. Parkiet pod chmurką wyglądał jak wyjęty z bajki, ale to goście sprawili, że całość nabrała życia. Już od pierwszych taktów muzyki parkiet był pełen – i tak zostało do końca nocy. Szczególnie cieszył widok dzieci bawiących się razem z rodzicami. Było ich naprawdę sporo, a ich energia tylko dodawała klimatu tej imprezie – śmiech, gonitwy i wspólne tańce tworzyły niesamowitą atmosferę.
Podczas wesela nie zabrakło też elementów slow wedding. To było jedno z tych wesel, gdzie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Ci, którzy chcieli się wyszaleć, nie schodzili z parkietu, ale były też miejsca, gdzie można było na chwilę przystanąć, usiąść w kącie i w spokoju porozmawiać. Bez pośpiechu, bez niepotrzebnej presji – wszystko w idealnym balansie.
To wesele na pewno zostanie w mojej pamięci na długo. Ania i Łukasz pokazali, że można zrobić to wszystko po swojemu – bez schematów, ale za to z mnóstwem radości i pasji!